niedziela, 10 maja 2015

"Słodki świat Julii" Sarah Addison Allen

Książka "Słodki świat Julii" była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Spodziewałam się typowej obyczajówki z elementami romansu, ale już po kilkunastu stronach okazuje się, że nic w tej historii nie jest typowe.

Opis, który widnieje na okładce, nijak się ma do tego, co odnajdujemy na kartach powieści. Tytułowa bohaterka Julia to tylko jedna z postaci, która nam towarzyszy. Akcja toczy się w niewielkim miasteczku na południu Stanów Zjednoczonych - Mullaby. To tutaj mieszka olbrzym  - dwu i pół metrowy Vance, który niespodziewanie zostaje jedynym opiekunem swojej wnuczki - nastoletniej Emily. Dziewczyna przyjeżdża do miasta nic o nim nie wiedząc, nie znając swojego dziadka, ani przeszłości, która w dramatyczny sposób zmusiła Dulce (jej matkę) do wyjazdu.

W przystosowaniu się do lokalnej społeczności pomaga jej Julia, która tak samo jak Dulce, przed laty opuściła Mullaby. Teraz jednak, zmuszona została do powrotu i uregulowania długów zmarłego niedawno ojca. Julia i Dulce choć rówieśniczki nie były w szkole koleżankami. Należały do dwóch różnych światów - Dulce była przywódczynią szkolnej elity i królową balu, natomiast Julia farbowała włosy na różowo, malowała się czarną szminką i cięła swoje ręce, aby rozładować frustrację, gniew i strach jakie nią targały

Obie, po opuszczeniu Mullaby bardzo zmieniły swoje życie, Dulce jednak nie zdążyła powrócić i pokazać opuszczonej społeczności, kim stała się jako dorosła osoba. Julia natomiast nie chce tego pokazać. Wśród ludzi, którzy pamiętają ją z dawnych czasów, ciągle czuje się taką samą outsiderką, jak dwadzieścia lat temu.

Południe Stanów Zjednoczonych od zawsze kojarzyło mi się z magią. Może za sprawą słynnych wierzeń voodoo. W tej książce magia jest obecna bardzo namacalnie, chociaż nie jest ona nachalna. Sam Vance, ze swoim olbrzymim wzrostem, ma w sobie już szczyptę magii, ma ją też tapeta na ścianach pokoju Emily, która zmienia się w zależności od nastroju jego lokatorki. Magiczne zdolności ma Sawyer, który potrafi widzieć aromat pieczonych ciast i podążać za nim z drugiego końca miasta, tak jakby był bohaterem kreskówek produkcji Worner Bros. Jednak największą magię miasta stanowią "światła z Mullaby", których tajemnicę przed laty odkryła Dulce. A wszystko to, jest nam  tak bliskie, jak może być tylko w literaturze gatunku realizmu magicznego.

Na uwagę zasługuje bardzo umiejętne posługiwanie się przez autorkę retrospekcjami. Pojawiają się one stosunkowo często, ale nie są chronologiczne. Dzięki nim powoli odkrywamy sekrety z przeszłości naszych bohaterów, coraz bardziej się do nich przywiązując.

Książka jest bardzo ciepłą, przyjemną historią o ludziach, którzy nie zawsze byli szczęśliwi. Można jej zarzucić odrobinę cukierkowego idealizmu, ale magia w niej zawarta sprawia, iż te niemagiczne wydarzenia, również nie odbieramy tak do końca  wprost. To dzięki niej banalne losy prowincjonalnych nastolatków stają się ważne - są jednym ze składników czarodziejskiego eliksiru jakim karmi nas autorka.

2 komentarze:

  1. Nie znam ani tej książki, ani autorki, ale podoba mi się lekkość tej powieści - a przynajmniej takie odnoszę wrażenie, że to będzie miła lektura ;)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...