Pierwsza część cyklu "Wiking"
Nie wszystko co się dobrze rozpoczyna, dobrze się też kończy. "Białe noce" są tego doskonałym przykładem i nie chodzi mi tutaj o aspekty związane z fabułą tej książki, lecz z ogólną jej oceną. Mogłaby być to bardzo ciekawa historia, mogłaby to być wspaniała rozrywka, a wyszło jak wyszło.
Nie wszystko co się dobrze rozpoczyna, dobrze się też kończy. "Białe noce" są tego doskonałym przykładem i nie chodzi mi tutaj o aspekty związane z fabułą tej książki, lecz z ogólną jej oceną. Mogłaby być to bardzo ciekawa historia, mogłaby to być wspaniała rozrywka, a wyszło jak wyszło.
Catherine Coulter opowiada nam historię Zarabeth i Magnusa. Ona jest rudowłosą angielką irlandzkiego pochodzenia, on dzikim wikingiem. Spotykają się na ulicach Yorku i od pierwszego wejrzenia pałają do siebie zauroczeniem. Wszystko byłoby cudownie, gdyby nie przebiegły ojczym dziewczyny, który szantażując Zarabeth, zmusza ją do odrzucenia Magnusa. A to dopiero początek jej problemów. Wkrótce dziewczyna traci wszystko. W wyniku okropnie niemądrych zdarzeń, staje się niewolnicą i wyrusza ze swoim panem do dalekiej Norwegii. Tak, dobrze się domyślacie, tym panem jest jej ukochany Magnus, który wcale nie zachowuje się jak jej wybawiciel, raczej jak obrażony dupek. Dalej będzie jeszcze wiele dobrego i złego w ich historii ... jak dla mnie więcej złego, ale na pewno na brak zdarzeń nie będziemy mogli narzekać.
Początek na prawdę mi się podobał. Magnus był taki nieokrzesany i dziki - wspaniały jako wiking. Jego kwestie były takie trochę surowe, jakby postać nie do końca biegle władała językiem którym się posługuje. Niestety okazało się, że to wcale nie była figura stylistyczna, lecz właściwy styl autorki. I musiałam się z tym męczyć kolejne kilkaset stron.
Wydarzeń w książce było bardzo wiele i zazwyczaj uważam, że jest to plusem dla opowieści, gdyż zapewnia wartką akcję i nie pozwala na nudę. Niestety w "Białych nocach" większość wydarzeń była tak bezdennie głupia, że marzyłam wręcz żeby autorka już nic więcej nowego nie wymyślała. Sama chyba się zagubiła w zawiłościach swojej fabuły, gdyż końcówka historii jest potraktowana bardzo po łebkach i zamknięcie wielu trudnych sytuacji następuje w zasadzie w kilkunastu zdaniach.
Nie wiem czy zdecyduję się jeszcze kiedykolwiek sięgnąć po książkę tej autorki. Chyba że przez przypadek. Boję się że będzie to strata czasu, tak jak to było w przypadku "Białych nocy".
Nie zgadzam się! Zanim skreślisz Panią Coulter, musisz przeczytać "W objęciach diabła" i/lub "Diablica". Jestem jej wielką fanką, więc serce mnie boli na myśl że nie dasz jej szansy :( A "Białe noce" to jedna z jej mniej wciągających powieści (według mnie). Pozdrawiam cieplutko Pośredniczka
OdpowiedzUsuńSkoro polecasz może jeszcze dam jej jedną szansę. Widzę, że źle trafiłam na początek.
Usuń