wtorek, 1 marca 2016

"Cukiernia w ogrodzie" Carole Matthews


"Cukiernia w ogrodzie" to książka o tym, jak bardzo można być rozczarowanym swoim życiem, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. O tym, że czasem zwykłe egzystowanie z dnia na dzień, przysłania nam możliwość osiągnięcia prawdziwego szczęścia. O umiejętności podejmowania ryzyka i odrzuceniu zachowawczych decyzji, które choć bezpieczne nie zapiszą się wyraźnie na kartach naszego życia.

Fay jest już po czterdziestce. Prowadzi cukiernie w niewielkim turystycznym miasteczku tuż przy brzegu kanału. Jej zajęcie to nie kwestia spełnienia jej marzeń, lecz konieczność zorganizowania sobie pracy w domu. Od kilku lat opiekuje się ona matką, która choć w zasadzi nie cierpi na żadną obłożną chorobę, postanowiła nie wychodzić ze swojego pokoju, a z łóżka wstawać jedynie okazjonalnie. Życie Fay to pasmo wyrzeczeń. Nie może wieść pasjonującego życia, gdyż matka wywiera na nią ciągłą presję. Nie może wyremontować ukochanej barki, gdyż swoje oszczędności przesyła młodszej siostrze, która straciła pracę. Nie może w pełni cieszyć się wieczornym wyjściem z partnerem do restauracji, gdyż wybiera on swoją ulubioną restaurację zupełnie ignorując upodobania Fay.

Kobieta nawet nie zdaje sobie sprawy ze swojego żałosnego położenia, do czasu aż poznaje Dannego, o dziesięć lat młodszego przystojnego mężczyzny, który zaczyna się nią bardzo interesować. Jego historia uświadamia jej, że możliwe jest z dnia na dzień porzucenie wygodnego, lecz mało satysfakcjonującego życia na rzecz pasji i  spełniania marzeń. Dodatkowo niepokoi ją wrażenie jakie wywiera na niej ten dobrze zbudowany, chętny do pomocy i roześmiany mężczyzna.

Moim ulubionym bohaterem tej książki jest jednak Stan - dziewięćdziesięcioletni sąsiad, który codziennie przychodzi do kawiarni na porcję swojej ulubionej zupy, który w czasie wojny był pilotem, a potem poszukiwaczem przygód. Idealny wzór do naśladowania dla wycofanej Fay.

Historia opisana w książce, choć nieco banalna, jest bardzo ciekawa. Z przyjemnością podążałam za rozgrywającym się wątkiem. Jednak na całokształt moich wrażeń olbrzymim cieniem kładzie się narracja użyta przez autorkę. Nie jestem specjalistą i nie znam fachowego określenia na taki styl, jednak postaram się wam to swoimi słowami opisać. Wydarzenia w książce relacjonowane są jakby na żywo. Narrator zachowuje się jak lektor w filmach dla niewidomych. Fay podchodzi, Danny podnosi łopatę, Anthony się uśmiecha. Doprowadzało mnie to do szału. 

Gdyby nie właśnie taki sposób formułowania zdań, książka miałaby u mnie znacznie lepszą ocenę. Niestety jest raptem średnia. Ale myślę, że osobom, które nie będą miały takich uprzedzeń jak ja, może się ona spodobać.

3 komentarze:

  1. Okładka przyciągnęła mój wzrok i opis wydawał się być interesujący,dlatego byłam przekonana,że to idealna propozycja dla mnie.
    Po przeczytaniu Twojej recenzji mam jednak wątpliwości czy to faktycznie pozycja dla mnie.Na razie ją sobie odpuszczę,ale jak trafię na nią ,kiedyś w bibliotece to kto wie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem obecnie w trakcie czytania "Cukierni". Nie wiem, czy też miałaś takie wrażenie, ale wydaje mi się, że powieść jest za bardzo rozwleczona. Równie dobrze taką historię można opowiedzieć na 200, a nie na 400 stronach. Jednak nie zrażam się i czekam, co dalej się ciekawego wydarzy. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewne tak, ale jakoś ta powolność pasuje mi do klimatu w książce i do bohaterki. Pod koniec będzie trochę wydarzeń :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...