poniedziałek, 27 lutego 2017

"Z każdym oddechem" Maya Banks


Czwarta część cyklu Slow Burn.

„Z każdym oddechem” jest pierwszą wydaną w Polsce częścią cyklu. Niestety w oryginale to już część czwarta. I tutaj tworzy nam się pewien problem.  W treści książki czytamy wiele o wydarzeniach rozgrywających się w poprzedniej części. Spotykamy trzy pary małżeńskie których historie to główne wątki książek Mayai Banks. Zaś zarzewie antagonizmów powstałych między bohaterami „Z każdym oddechem”, czyli Elizą i Wadem, roznieciło się podczas bardzo niebezpiecznej misji, która była kulminacją tomu trzeciego serii. O czym dowiadujemy się całkiem szczegółowo w tej części.

Wielka szkoda, że nie dane nam było poznawać losów pracowników Agencji Deveroux zgodnie z pomysłem autorki. Teraz nawet gdyby wydawnictwo zamierzałoby nadrobić stracone tomy, to już nie będzie to samo.

Ale przejdźmy do właściwego tematu. Eliza skrywa od lat mroczną tajemnicę. Gdy była szesnastoletnią dziewczyną poznała psychopatycznego mordercę Thomasa, który po dziesięciu latach spędzonych w więzieniu wygrał sprawę apelacyjną i wkrótce zostanie wypuszczony. Dzielna i nieustraszona dziewczyna nagle musi zmierzyć się z największymi swoim demonami. Postanawia wyjść naprzeciw swojemu prześladowcy, tym samym chroniąc ludzi, którzy są dla niej najważniejsi. Jednak przeszkodą w jej planie działania okaże się Wade Sterling, przystojny i niebezpieczny właściciel galerii sztuki.

Książka wydaje się być lekko przegadana. Fabuła opisana przez autorkę spokojnie mogłaby się zmieścić w wydaniu kieszonkowym, gdyby nie było w niej tak wiele opisów emocji targających bohaterami. Uczucia takie jak strach, nienawiść, miłość w myślach naszych bohaterów urastają do rozmiarów kolosów, z którymi trudno jest się zmierzyć zwykłemu śmiertelnikowi.


Bardzo podobały mi się fragmenty, w których Eliza pokazywała swoje pazurki. Jej przekomarzanie się ze Sterlingiem, wcale nie takie drobne złośliwości, jej relacje z kolegami z Agencji. Miało to fajny klimat, który ja lubię w powieściach. 

Mężczyźni w książce dosłownie ociekali testosteronem. Byli silni, charyzmatyczni, waleczni, opiekuńczy. Wyposażeni w śmiercionośną broń rodem z filmów o Jamesie Bondzie. Czy to mi się podobało? Lubię męskich mężczyzn, ale tutaj autorka delikatnie przeholowała.

Podsumowując, książkę przeczytałam błyskawicznie. Historia była całkiem ciekawa. Uczuć i emocji było mnóstwo - jak dla mnie nawet za dużo. Było niebezpieczeństwo i namiętność. Myślę, że powieść może się podobać, nawet pomimo kilku niedociągnięć. Jedyne co to bardzo żałuję tych wcześniejszych części serii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...