wtorek, 4 lipca 2017

"Idź i czekaj mrozów" Marta Krajewska


Akcja książki rozgrywa się w świecie dawnych Słowian, w Wilczej Dolinie, gdzieś na samym krańcu cywilizacji. Przed laty ziemią tą rządzili wilkorzy - gatunek nieludzi - zmiennokształtni - na pół wilki, na pół istoty człekokształtne. Teraz pozostał już tylko ostatni osobnik z tego gatunku i przywędrował on do Doliny, aby wypełniły się przepowiednie.

Venda to przybrana córka Opiekuna - takiego żercy i szeptuchy w jednym. Po śmierci ojczyma mieszkańcy obwołują ją nową Opiekunką, pomimo tego, że dziewczyna mocno się przed tym wzbrania. Wszak jest tylko młodą kobietą i branie na siebie odpowiedzialności za życie mieszkańców Doliny, wydaje się być ponad jej możliwości. Początkowo chyba sama nie zdaje sobie sprawy, że została doskonale przygotowana do tej roli i nikt inny nie jest w stanie jej sprostać równie skutecznie jak ona.

Jej życie komplikuje się jeszcze bardziej, gdy ostatni z wilkorów zaczyna krążyć wokół jej osoby, pomagając jej w na prawdę trudnych chwilach.

Skojarzenia z "Szeptuchą" Miszczuk nasuwają mi się automatycznie. Jednak tyle ile łączy te książki, tyle samo wiele też i je dzieli. W obu mamy plejadę pradawnych słowiańskich bogów, bóstw i upiorów. Mamy tradycje, zwyczaje, obchody słowiańskich świąt. Mamy walkę świata ludzkiego ze światem demonów. Ale w książce Krajewskiej wszystko jest surowe, pradawne i namacalne. Wszyscy mieszkańcy Doliny żyją w strachu przed tym co kryje się w mroku. Nie opuszczają swoich domostw po ciemku, a ulice wsi rozświetlają pochodniami w obronie przed upiorami kryjącymi się w lesie. Wszystkie obrzędy traktowane są bardzo poważnie, a każde podejrzenie o bycie nie człowiekiem brutalnie karane. W związku z tym bark tej książce lekkości jaką ma w sobie "Szeptucha", ale wcale nie jest to w tym przypadku wadą. Odrobina humoru, od czasu do czasu rozładowuje napięta atmosferę, nie sprawiając że bohaterowie wydają się być komiczni. 

Wątek romantyczny w "Idź i czekaj mrozów" bardzo mi się podobał. Był może mało płomienny, zbliżenia bardziej były wspomniane niż opisane, ale więź między Venda a wilkorem miała w sobie wiele uroku. Naznaczeni przepowiednią przyciągali się, jednocześnie starając trzymać od siebie z daleka. Ich współpraca, w związku z obowiązkami dziewczyny czyniła z nich przyjaciół, którzy mogą na sobie na wzajem polegać. 

Bardzo dużo mamy w tej historii bohaterów drugoplanowych, których przygody tak na prawdę stanowią motor napędowy akcji książki. Wszyscy są bardzo plastyczni, dobrze opisani, a ich problemy nie urywają się po skończonym rozdziale, tylko pociągają za sobą konsekwencje kolejnych wydarzeń. A dzieje się w tej historii dużo. Ani na chwilę nie zwalniamy, gdy tylko Venda ocaleje przed atakiem chodzącego trupa, pojawia się topielec, następnie strzygoń, chmurnik i wiele innych niebezpieczeństw.

Jedyne co mnie trochę denerwowało w powieści to konstrukcja, jaką zastosowała autorka, co i rusz cofając się w narracji. Posuwa ona akcję do przodu, dopiero po chwili wyjaśniając jakie wydarzenia doprowadziły do obecnej sytuacji. Ten brak ciągłości w czasie wprowadza odrobinę chaosu, ale nie na tyle, aby pojawiły się problemy z podążaniem za historią. 

Teraz oczekuję z niecierpliwością tomu drugiego zapowiedzianego na ten rok, który ma nosić tytuł "Zaszywam oczy wilkom"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...