Kolejna świąteczna lektura za mną. I z łatwością zauważam już najbardziej popularny motyw w tego typu utworach. Musi być ktoś, kto Świąt nie lubi, a także ktoś, kto tego pierwszego nauczy jak kochać Boże Narodzenie. Musi być jakieś niemiłe wspomnienie z przeszłości i dla kontrastu mnóstwo przyjemnych wydarzeń w teraźniejszości. No i obowiązkowy happy end. Teraz tylko kwestia czy autorka swój pomysł wpisany w powyższy schemat napisze fajnie czy nie.
Sarah Morgan w "Świątecznych dzwonkach" spisała się całkiem nieźle. O dziwo w tej książce osobą unikającą wszelkich dekoracji, kolęd i lukrowanych pierniczków jest bohaterka i to właśnie mężczyzna, wraz z pomocą swojej lekko zwariowanej rodzinki będzie naprawiał ten stan rzeczy.
Gdy Kayla była nastolatką właśnie w Święta runął jej uporządkowany świat. Przy choince dowiedziała się, że jej ojciec posiada drugą rodzinę i postanowił zakończyć małżeństwo z jej matką. Teraz jako dorosłą kobieta na widok światełek i czerwonych kokard dostaje nieprzyjemnych dreszczy i za wszelką cenę unika wszystkiego co przypomina jej o tym fatalnym dniu.
Gdy tuż przed Bożym Narodzeniem dostaje zlecenie wypromowania ośrodka turystycznego Snow Cristal, wpada na pomysł, że zaszycie się w nim na ten trudny czas, uchroni ją od widoku udekorowanych ulic, spacerujących chodnikami Mikołajów i witryn sklepowych wypełnionych prezentami. Niestety nie wszystko ułożyło się zgodnie z jej planem.
W dobrym romansie oczywiście potrzebna jest fajna para bohaterów. Kaylę już znacie. Teraz kilka słów o Jacksonie. Oczywiście jest przystojny, wysportowany, inteligenty, w zasadzie zamożny - aż dziw bierze, że ciągle jest samotny. Czasem uwierają mnie takie chodzące doskonałości, ale w tym przypadku jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało. Chemia między bohaterami była praktycznie od samego początku, ale wszystko rozwijało się w rozsądnym czasie.
Książka na pierwszy rzut oka jest na prawdę dobra. Dopiero po głębszej analizie da się zauważyć, że autorka momentami wypada z rytmu. Czasem można odnieść wrażenie, że jakieś sceny zostały wycięte, lub skrócone - bohaterowie w nienaturalny sposób ulegają zmianie nastrojów, lub zmieniają temat rozmowy pomimo tego, że naturalnym tokiem rozumowania powinni jeszcze dokończyć zaczęty wątek.
No i końcówka - Morgan rozegrała ją za szybko, za mocno. W taki trochę harlequinowy sposób.
Ale jako przerywnik w szale zakupów i porządków, jako książka wprawiająca w przyjemny bożonarodzeniowy nastrój, "Świąteczne dzwonki" spisały się świetnie.
Mam, mam i zamierzam w te święta może przeczytać :)) dzięki za przypomnienie, bo się "wyleżała". Dobrych Świąt :)
OdpowiedzUsuńDzięki Mont. Nawzajem wszystkiego dobrego. A do Morgan zajrzyj koniecznie :)
Usuńczytam jakby co ;)
UsuńPewnie książka przeszła ostrą redakcję i po wycięciu niepotrzebnych lub dłużących się momentów, nikt nie pomyślał o realizmie. A szkoda, bo dzięki temu książka byłaby lepsza ;)
OdpowiedzUsuńWesołych świąt :)