Pierwszy tom "Sagi o Królestwie Światła".
Miałam pewne wątpliwości czy pisać o tej książce na tym blogu. W zasadzie z romansem niewiele ma ona wspólnego. Jednak w portalach o książkach spotkałam się z tagowaniem jej jako romans więc oto i moje refleksje.
Zaczyna się wspaniale. Siska- młoda bogini - dziewica czeka na swoim tronie na los, który ma się dopełnić. Ponieważ nie sprowadziła w trakcie swojego panowania światła, musi zostać złożona w ofierze. Jednak ona postanawia nie podążać za swoimi poprzedniczkami i ucieka od przerażającej uroczystości. Zapierający dech w piersiach jej wędrówka w kierunku światła trzyma w napięciu i oczekiwaniu.
Jednak w pewnej chwili wszystko się kończy. Czytelnik zostaje przeniesiony w zupełnie inny czas i zupełnie inne miejsce. Poznajemy bohaterów, którzy z tego co udało mi się zorientować występowali w innym cyklu książek Margit Sandemo "Saga o Czarnoksiężniku". I chociaż we wstępie autorka twierdzi że wszystkie jej sagi można czytać oddzielnie, to w tym momencie dezorientacja wywołana natłokiem nowych postaci, staje się lekko irytująca. A gdy wreszcie udaje się nam ogarnąć wszystko, miejsce akcji znów się zmienia i ponownie poznajemy nowych bohaterów.
Książka, zapewne jest wstępem do dalszych fascynujących wydarzeń, ale nie powinna być traktowana jako skończona całość. Za mało w niej konkretnych wydarzeń. Nie ma też miłości i namiętności, które muszą być w każdym romansie. Ja po kolejny tom sięgnęłam wierząc w talent pisarski Sandemo, ale myślę, że czytelnik, który nie znałby żadnych wcześniejszych jej książek mógłby się trochę zniechęcić.
Obiecuję, że o dalszych wrażeniach napiszę jeszcze. Wtedy okaże się czy "Saga o Królestwie Światła" jest równie dobra jak ta o Ludziach Lodu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz