Na załączonym powyżej obrazku, doskonale widać, jak wyglądałam i jak się czułam czytając książkę Edith Layton. Jeszcze zanim skończyłam "Uśmiech losu" obiecałam sobie - NIGDY WIĘCEJ! Ta Pani jest u mnie skreślona.
Drum, a właściwie hrabia Drummond, to zasłużony dla Anglii w wojnie przeciwko Bonapartemu szpieg. Ale jest rok 1821, Napoleon dokonał swojego żywota na wyspie Św. Heleny, więc dla dżentelmena nastał czas na stabilizację. Zawarcie małżeństwa z odpowiednią panną, staje się dla niego celem na najbliższy czas. Jednak na przeszkodzie tym planom staje nieznany opryszek, który oddając strzał do podróżującego po prowincji Druma, chybi, płosząc jego konia. W efekcie hrabia ląduje nieprzytomny w wiejskim domku Aleksandrii, ze złamaną w dwóch miejscach nogą i wstrząsem mózgu.
Wspaniały sposób na poznanie pięknej dziewczyny, nieprawdaż? Niestety naszych bohaterów dzieli olbrzymia przepaść pozycji, jakie zajmują w hierarchii społecznej. O tym jak wiele ich dzieli i jaką to niemożliwością jest aby miłość między nimi mogła rozkwitnąć, autorka przypomina nam tak średnio raz na stronę, gdybyśmy przypadkiem o tym zapomnieli. Zresztą wszelkie rozważania moralne bohaterów wołają o pomstę do nieba i bez wyrzutów sumienia omijałam je całymi akapitami.
Na domiar złego Layton miota się bez sensu w opisach ich zachować, a także w doborze epitetów, które się wzajemnie wykluczają Mamy więc na przykład "smutne, lecz rozbawione spojrzenie" ewentualnie "wzrok pełen zrozumienia i niedowierzania".
"Uśmiech losu" to piąty tom cyklu "C' Series" i na prawdę trudno mi uwierzyć, że pisząc w ten sposób, autorka była w stanie znaleźć fanów, którzy przebrnęli przez pierwsze 4 tomy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz