Jack to zawodowy menadżer, specjalizujący się w ratowaniu niewielkich, rodzinnych firm, które aby poradzić sobie w świecie nowoczesnej finansjery, potrzebują profesjonalnej restrukturyzacji. Elizabeth zarządza Fundacją Aurory wspomagającą innowacyjne pomysły. Ich drogi spotykają się za sprawą firmy Excalibur, która pracuje nad badaniami związanymi z nowoczesnymi technologiami. Projekt Soczewka to olbrzymia szansa dla wszystkich zainteresowanych. Jednak może zostać zaprzepaszczona, w związku z kradzieżą unikatowego kryształu i zniknięciem laboranta pracującego w Excaliburze. Jack i Elizabeth ruszają na poszukiwania. Muszą odzyskać kryształ w ciągu dwóch tygodni, do dnia jego prezentacji potencjalnym inwestorom - drugiej szansy firma już mieć nie będzie.
Jak już się zapewne domyślacie, wątek miłosny rozgrywać się będzie między naszymi bohaterami Jackiem i Elizabeth. Tym razem jednak autorka trochę odwróciła kolejność. Poznajemy ich jeszcze przed powyżej wspomnianymi wydarzeniami w chwili olbrzymiej kłótni. Poprzedniego dnia spędzili razem upojną noc, jednak poranek przyniósł Elizabeth nieprzyjemną niespodziankę. Dowiaduje się ona, że Jack przeprowadził wrogie przejęcie firmy przyjaciółki jej rodziny, która ze zgryzoty zmarła na atak serca.
Kobieta, najchętniej zerwałaby wszelkie kontakty ze znienawidzonym finansistą, jest jednak związana kontraktem z firmą którą on zarządza. W tej sytuacji pozostaje im jedynie okiełznać emocje i przybrać maskę profesjonalnej obojętności. Wspólna misja, zmusi ich jednak do wyjaśnienia sobie wszystkich kwestii, których do tej pory nie zdążyli sobie powiedzieć. A Jack będzie się musiał mocno napracować, aby odzyskać utracone zaufanie, które Elizabeth w nim pokładała.
Książka nie należy do tych najlepszych tej autorki. Chociaż z pozoru nic jej nie brakuje, napisana jest całkiem dobrze, historia wcale nie jest płytka i banalna, to jednak, jak na romans, czytanie ciągnie się niemiłosiernie - przez kilka dni.
Krentz za dużo chciała w niej zmieścić swoich pomysłów. Jest więc jeden z jej ulubionych wątków nowoczesnego zarządzania, jest innowacyjna technologia, której ja osobiście kompletnie nie pojmuję. A do tego wszystkiego jest festiwal kina niezależnego z gatunku czarnych kryminałów. Bohaterowie, jak zwykle, z tysiąca różnych możliwości wybierają właściwy trop, którym należy podążyć i udają się do Mirror Springs, brać udział w dyskusjach na temat roli femme fatale we współczesnych produkcjach, pokazach czarno-białych filmów i bankietach z udziałem gwiazdek kina niezależnego. Napotykają się na spontanicznie kręcone filmy na ulicach miasteczka i spotykają znajomych, którzy przyjeżdżają za nimi specjalnie z Seattle, chyba tylko po to, aby popchnąć akcję o kolejny krok do przodu. Dla mnie tego wszystkiego było trochę za wiele.
Wiadomo, że dobry romans musi być niebanalny, ale zbyt wiele innowacyjnych pomysłów czyni go zbyt chaotycznym i właśnie taki problem widzę w "Nie wszystko jest pozorem". Jednak wcale nie odradzam jego czytania. Przecież w tego rodzaju książkach przede wszystkim chodzi o to, jak się potoczą losy głównych bohaterów, a w tym przypadku wspólna przeszłość dodaje mu odrobiny pikanterii.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz