To moje pierwsze spotkanie z Norą Roberts w dużym formacie. I jestem na prawdę zachwycona. Czytane do tej pory krótkie powieści wydawane głownie przez Harlequina owszem były całkiem niezłe, ale nie powalały mnie na kolana. "Trzy boginie" natomiast to historia z dużym rozmachem: na ponad pięciuset stronach znaleźć możemy katastrofę morską, tajemnicze greckie statuetki, trzy historie miłosne, zabójstwo i brawurowe włamanie rabunkowe.
Wszystko zaczęło się w roku 1915 na pokładzie tonącej Lusitanii. W trakcie tych tragicznych wydarzeń, cudem od zatonięcia ocalona zostaje pierwsza z trzech Mojr - srebrnych figurek, które już przed laty były legendarne, a ich odnalezienie było marzeniem kolekcjonerów dzieł sztuki. Na początku dwudziestego pierwszego wieku potomkowie Felixa Greenfielda. w którego kieszeni mojra dotarła na brzeg Irlandii, tracą pamiątkę rodzinną, na rzecz bezwzględnej i chciwej kolekcjonerki Anity Gaye. Malachi, Gideon i Rebecca ruszają więc na poszukiwanie pozostałych dwóch figurek, aby sprzedać je z olbrzymim zyskiem podstępnej Pani Gaye.
Wreszcie po dość długich poszukiwaniach odnalazłam książkę na prawdę kosmopolityczną: jej akcja rozgrywać się będzie w Irlandii, Finlandii, Czechach, Grecji i Stanach Zjednoczonych. Dzięki temu będziemy mogli pospacerować w trakcie helsińskich białych nocy, odwiedzić klub ze striptizem w Pradze, a także wjechać na szczyt Empire State Building w Nowym Jorku. Czytając czułam się na prawdę usatysfakcjonowania mnogością opisanych miejsc, a co najważniejsze scena w Londynie (to miasto chyba jest miejscem obowiązkowym dla autorek romansów) trwała raptem kilka stron.
Bohaterowie stworzeni przez Norę Roberts niezmiernie mnie zachwycili. Moją ulubienicą jest hipochondryczna, neurotyczna i nieśmiała Tia Marsh, która na naszych oczach przechodzi cudowną metamorfozę. Nic w tyle nie pozostaje piękna i bezkompromisowa striptizerka Cleo, a także geniusz komputera, który potrafi walczyć o swoje, czyli pełna temperamentu Rebecca. To właśnie panie (nietypowo dla romansu) są bardziej wyrazistymi bohaterkami, trochę w cieniu pozostawiając panów - dwóch lekko nieokrzesanych Irlandczyków i jednego przedsiębiorczego Amerykanina.
Powieść jest niezmiernie dynamiczna - wiele wydarzeń rozgrywa się nie zwalniając tempa ani na chwilę. Wszystko opisane jest znakomitą narracją, która trzyma nas w ciągłym napięciu. Zwłaszcza opis zatonięcia Lusitanii wzbudza podziw, choć wydaje mi się że autorka musiała oglądać "Titanica" w trakcie pisania tego fragmentu. Mnogość bohaterów, wydarzeń i miejsc zapewnia czytelnikowi dobrą zabawę, jednak przejrzysty wątek główny sprawia, że ani na chwilę nie czujemy się zagubieni.
Dawno nie czytałam książki zapewniającej mi tak doskonałą rozrywkę. Z całego serca polecam wszystkim czytelniczkom, nie tylko wielbicielką Nory Roberts.
Czytałam tylko jedną książkę Nory Roberts. Była całkiem przyjemna, ale nie na tyle, żeby mnie zachęcić do czytania innych książek. To raczej rzecz gustu :)
OdpowiedzUsuńZachwycona"Trzema boginiami" zaczęłam właśnie kolejną książkę Nory Roberts i jakoś mnie nie zachwyca. Ale akurat opisywana wyżej pozycja jest świetna więc, nie ma co jej od razu skreślać nawet jeśli się nie przepada za tą autorką.
Usuń