Dwudziesta druga z kolei książką związana z rodem Cynsterów.
Jest to moje pierwsze spotkanie ze Stephanie Laurens, przez co odczuwałam początkowo pewne zagubienie pośród natłoku postaci z rodu Cynstersów. Pomocny w odnalezieniu się, okazał się być plakat z drzewem genealogicznym całej rodziny, który znalazłam na stronie autorki (do ściągnięcia TUTAJ). Pewnym ułatwieniem okazało się też to, że głowni bohaterowie tej historii, to guwernerzy dzieci Cynsterów, w żaden sposób nie spokrewnieni z tą tak bardzo liczną rodziną. Dlatego też śledząc ich losy, mogliśmy sobie darować wnikliwe dociekanie kto jest kim dla kogo, powoli oswajając się z rodem i przygotowując się do kolejnych tomów sagi.
Trwają Święta Bożego Narodzenia roku 1837. Cała rodzina spędza je w posiadłości rodowej w Szkocji, gdzie z dużą pieczołowitością kultywuje się wszelkie tradycje świąteczne. Opisy tych niecodziennych dla nas zwyczajów na pewno zaciekawią wnikliwych czytelników. Ale są one jedynie tłem do rozgrywających się wydarzeń, które dzielą się na dwa wiodące wątki. Wątek główny to historia Clair i Daniela, którzy pracują jako guwernerzy dzieci. Obserwować będziemy mogli ich rozwijające się uczucie i opory jakie Clair będzie musiała w sobie przezwyciężyć, aby zaufać Danielowi. Drugi wątek to przygoda nastoletnich Cynsterów, którą przeżyli w trakcie wycieczki konnej, zorganizowanej w celu poszukiwania jeleni. Ta druga historia jest w zasadzie bardziej istotna dla całości sagi, gdyż stanowi wprowadzenie czytelnika w życie kolejnego pokolenia Cynsterów, powoli zaznajamiając tych, którzy nie znają poprzednich książek z niezwykłymi zdolnościami wybranych członków rodu.
Książka napisana jest bardzo spokojną narracją. Autorka raczy nas szczegółowymi opisami zachowań bohaterów, ich gestów i spojrzeń. Wydawało by się, że może to spowalniać akcję i czynić ja nieco nużącą, ale nie jest wcale tak źle. Leniwa atmosfera przygotowań do wieczerzy sprzyja wyciszeniu i błogiemu rozsmakowaniu się w bożonarodzeniowym klimacie.
Stephanie Laurens w niecodzienny sposób rozwiązała kwestię romantyczną w powieści. Starała się chyba znaleźć złoty środek pomiędzy współcześnie napisanymi romansami historycznymi, kipiącymi erotyzmem i budzącymi wiele wątpliwości co do moralności ówczesnych młodych panien, a klasycznymi powieściami, w których bohaterki doznawały uniesień serca od samego przypadkowego otarcia się o ramię przystojnego kawalera. Wyszło to może odrobinie dziwnie, ale po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że w miarę realistycznie.
Ciekawym motywem powieści są pewne nadnaturalne zdolności co poniektórych bohaterów. Tajemnicze bóstwo - Pani, rządzące okoliczną doliną, naznaczyło przedstawicieli rodu i uczyniło z nich swoich wysłanników w świecie zwykłych śmiertelników. Podejrzewam, że ten wątek jest znacznie dokładniej opisany w innych książkach z cyklu, a w tej akurat mamy tylko delikatne nawiązania. Bardzo mnie to zaciekawiło i jest głównym motorem pchającym mnie w kierunku kolejnych pozycji z sagi.
"Zimowa opowieść" nie jest może książką, która zapadnie w mojej pamięci na długo, ale czytało ją się całkiem przyjemnie i szybko. Wzbudziła ona moje zainteresowanie pozostałymi pozycjami z cyklu i nie była całkiem złym pomysłem na początek przygody z prozą Stephanie Laurens, pomimo tego że wkraczałam w bardzo już rozbudowaną opowieść.
Za książkę dziękuję Wydawnictu HarperCollins Polska.
Książka napisana jest bardzo spokojną narracją. Autorka raczy nas szczegółowymi opisami zachowań bohaterów, ich gestów i spojrzeń. Wydawało by się, że może to spowalniać akcję i czynić ja nieco nużącą, ale nie jest wcale tak źle. Leniwa atmosfera przygotowań do wieczerzy sprzyja wyciszeniu i błogiemu rozsmakowaniu się w bożonarodzeniowym klimacie.
Stephanie Laurens w niecodzienny sposób rozwiązała kwestię romantyczną w powieści. Starała się chyba znaleźć złoty środek pomiędzy współcześnie napisanymi romansami historycznymi, kipiącymi erotyzmem i budzącymi wiele wątpliwości co do moralności ówczesnych młodych panien, a klasycznymi powieściami, w których bohaterki doznawały uniesień serca od samego przypadkowego otarcia się o ramię przystojnego kawalera. Wyszło to może odrobinie dziwnie, ale po zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że w miarę realistycznie.
Ciekawym motywem powieści są pewne nadnaturalne zdolności co poniektórych bohaterów. Tajemnicze bóstwo - Pani, rządzące okoliczną doliną, naznaczyło przedstawicieli rodu i uczyniło z nich swoich wysłanników w świecie zwykłych śmiertelników. Podejrzewam, że ten wątek jest znacznie dokładniej opisany w innych książkach z cyklu, a w tej akurat mamy tylko delikatne nawiązania. Bardzo mnie to zaciekawiło i jest głównym motorem pchającym mnie w kierunku kolejnych pozycji z sagi.
"Zimowa opowieść" nie jest może książką, która zapadnie w mojej pamięci na długo, ale czytało ją się całkiem przyjemnie i szybko. Wzbudziła ona moje zainteresowanie pozostałymi pozycjami z cyklu i nie była całkiem złym pomysłem na początek przygody z prozą Stephanie Laurens, pomimo tego że wkraczałam w bardzo już rozbudowaną opowieść.
Za książkę dziękuję Wydawnictu HarperCollins Polska.
Jestem bardzo ciekawa, czy te opisy świątecznych tradycji z pierwszej połowy XIX wieku są zgodne z prawda historyczną :D Chętnie poznam ten tytuł.
OdpowiedzUsuńNiestety nie znam tradycji szkockich, więc nie mogę potwierdzić, ale wszystko brzmiało wiarygodnie :)
UsuńJeśli czyta się szybko - biorę. Takich książek mi teraz trzeba :)
OdpowiedzUsuńJa czytałam cztery maksymalnie zapracowane dni. Niby długo, ale zważywszy na to że udawało mi się tylko godzinkę dziennie wysupłać na czytanie, całkiem inaczej to wygląda.
UsuńPodziwiam osoby, które przeczytały wszystkie części!
OdpowiedzUsuńErna
Hm... Wydaje się byc przyjemna lekturą, niezobowiązującą na nadchodzące święta... :)
OdpowiedzUsuń