Drugi tom cyklu "Siostry Mason"
Sandra Brown to jedna z tych autorek, której przeczytanie wszystkich książek jest nie lada wyzwaniem, wszak w Polsce wydanych ma już ponad 50 pozycji, ciągle publikuje a przygodę z pisarstwem zaczęła w latach osiemdziesiątych dwudziestego wieku.
"Upadek Adama" to jedna z jej początkowych powieści i od pierwszych stron czuć w niej ten specyficzny, lekko oldskulowy klimat. Bohaterowie nie posługują się telefonami komórkowymi, nie mają laptopów i cyfrowych aparatów fotograficznych. Jaki więc jest przejaw bogactwa u bohaterów, którzy mogą sobie pozwolić na wszystko? Willa z basenem na tropikalnej wyspie, winda w prywatnym domu, lokaj który jest jednocześnie kucharzem i zamiłowanie do ekstremalnie niebezpiecznych wycieczek górskich.
Taki właśnie jest Adam. Na jego nieszczęście w trakcie zdobywania kolejnego szczytu, ulega wypadkowi. Jest całkowicie sparaliżowany od pasa w dół, choć uraz nie ma trwałego charakteru. Wszystko czego potrzebuje to wiara i intensywna rehabilitacja. Niestety pierwszego nie ma, a drugiego zdecydowanie odmawia. Do czasu, aż przyjeżdża do niego Lilah, odnosząca wielkie sukcesy rehabilitantka, a prywatnie siostra jego przyjaciółki.
Będzie iskrzyło między nimi. Będą się kłócić, prowokować nawzajem, potem ukształtują swoistego rodzaju przyjaźń, aż po... no wiecie sami.
Ja prozę Brown lubię. Dlatego też "Upadek Adama" podobało mi się bardzo. Ale nie każdy dobrze się czuje z ta autorką. Dlatego też nie zarzekam się, że jest to książka dla wszystkich. Myślę jednak, że warto spróbować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz