Kolejna pozycja, której bardzo daleko do romansu. Dużo tu erotyki, i to takiej niekoniecznie ogólnie akceptowalnej, trochę filozoficznych rozważań, które nie u każdego znajdą zrozumienie, mało za to wszystkiego innego.
Akcja rozgrywa się w latach sześćdziesiątych ubiegłego roku. Emmanuelle poznajemy gdy podróżuje samolotem w kierunku Bangkoku, aby zamieszkać tam u boku swojego męża. Już od pierwszych słów książki widać z jaką literatura mamy do czynienia. Autorka stara się mocno podziałać na nasze zmysły przywołując zapachy, fakturę dotykanych przedmiotów, opisując pomieszczenie w przytłumionym oświetleniu. Szybko też przechodzi od słów do czynów, doprowadzając do niespodziewanego zbliżenia pomiędzy naszą bohaterką, a pasażerem z fotela obok. Wypieki na twarzy gwarantowane. Pierwsze dni w Bangkoku też są bardzo emocjonujące. Odkrywamy nowe oblicze Emmanuelle - miłośniczki kobiecego ciała, nawet takiego nieletniego. Kilka pikantnych scen pomiędzy nią a nowymi przyjaciółkami nieuchronnie przybliża nas do końca emocji. Cały rozdział piąty to dyskusja filozoficzna na temat erotyzmu, która nie posuwa akcji ani odrobinę. A gdy przebrniemy tę część, autorka na zakończenie raczy nas kilkoma niesmacznymi scenami rodem z hard porno.
Przeczytałam już w swoim dorobku kilka erotyków. Były wśród nich kontrowersyjne "Pięćdziesiąt twarzy Greya", odważny "Piękny drań", nasze polskie "W objęciach Casanovy", jednak jeszcze nigdy nie miałam w reku książki, która by aż tak bardzo odstręczała od cielesności, wprawiała w zażenowanie, a nawet w irytację. W romansach historycznych zbliżenia między bohaterami uzasadniane są uczuciami, które wcześniej czy później się pomiędzy nimi pojawiają. W "Emmanuelle" aby jakkolwiek uzasadnić wydarzenia, autorka przedstawia nam swoistą filozofię, która zakrawa jak dla mnie o chorobę psychiczną. W dzisiejszych czasach osoba głosząca publicznie teorie wypowiadane przez bohaterów mogłaby spodziewać się niejednego procesu i to nie tylko z powództwa cywilnego, ale i karnego.
Może jestem zbyt niewinna jak na "Emmanuelle". Może nie do końca zrozumiałam intencji autorki, ale w żadnym wypadku nie zgodzę się na doświadczenia seksualne prezentowane jako idealne, dzięki którym uzyskuje się maksymalne spełnienie.
"Emmanuel" to pozycja do przeczytania tylko dla osób, którzy chcą wiedzieć o czym to jest. W żadnym wypadku nie nadaje się dla kogoś młodego, skłonnego do przyjmowania wszelkich wzorców. Ślepe podążanie za naukami w niej głoszonymi może okazać się bardzo niebezpieczne. Dlatego też do tej lektury należny podejść z dużą ostrożnością i dystansem. Dystans potrzebny jest po to, aby książka w pewnym momencie nie wylądowała jako podpałka w kominku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz