sobota, 12 listopada 2016

"W szwajcarskim zamku" Maya Blake


Pisałam już kiedyś o lepszych i gorszych harlequinach, nie wspomniałam jeszcze o tych naprawdę złych, a takich niestety też jest sporo i mogą one kosztować czytelniczkę wiele nerwów i irytacji.

Ja na takiego potworka natknęłam się ostatnio w postaci książki autorstwa Mayi  Blake. Ana wzięta modelka zostaje oskarżona o posiadanie narkotyków w swoim inhalatorze. Ponieważ jest twarzą wziętej firmy jubilerskiej, Bastien jej właściciel udaje się na rozprawę, żeby przekonać się osobiście o przebiegu sprawy. Wpłaca za dziewczynę kaucję, ale musi wziąć za jej czyny pełną odpowiedzialność. Kilka najbliższych dni będzie więc skazany na jej towarzystwo. 

Na pierwszy rzut oka nic takiego nadzwyczajnego, ale w miarę czytania oczy otwierać się nam będą coraz szerzej z powodu kolejnych niedorzeczności. To że dziewczyna jest dziewicą nie zdziwiło mnie aż tak bardzo -  wszak to harlequin, ale jej analfabetyzm już mocno mną wstrząsnął. Wiem, że to ostatnio modny motyw, ale bez przesady. Ana nie umie czytać i pisać bo matka nie uważała że będzie jej to kiedykolwiek potrzebne. Dziewczyna więc nie może przeczytać swojego nowego kontraktu, nie może zapoznać się z artykułami w brukowcach, ale posiada laptop, na którym.... no właśnie nie wiem co ona na tym laptopie robi. Chyba gra w gry przeznaczone dla dzieci do lat 6.

Dodajmy do tego luksusowe prywatne samoloty, przejażdżki konne u podnóża szwajcarskiego zamku, chwile zapomnienia na jachcie i ojca naukowca przebywającego w amazońskiej dżungli.

Doczytałam do końca. Ale nikomu nie polecam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...