czwartek, 19 listopada 2015

"Do zobaczenia w Barcelonie" Anna B.Kann


Gdy skończyłam czytać "Do zobaczenia w Barcelonie" odczułam nieodpartą potrzebę przesłuchania piosenki "I'm a woman in love". Nie dla tego że przesiąknięta jest ona miłością, nie dla tego że wszystko jak w romansach kończy się happy endem, ale dlatego że napełniła mnie ona tą samą pozytywna energią, jaką posiada w sobie głos Barbry Steisand. Wraz z przewróceniem ostatniej kartki powiało do mnie nową nadzieją, wiarą we własne możliwości, uwalniając ze mnie olbrzymie pokłady wewnętrznej siły. Nie obiecuję, że na każdego ta historia zadziała tak jak na mnie. Ale ja jestem zachwycona. Dawno nie czytałam książki, która urzekłaby mnie aż tak bardzo.

Wątkiem przewodnim jest dziesięciodniowy pobyt w Barcelonie grupy ośmiu kobiet, które poznały się na Festiwalu Flamenco w Poznaniu. Przyjeżdżają one tam, aby odbyć intensywne warsztaty taneczne z Paco - instruktorem, który co roku gości na festiwalach w Polsce. Miłość do tańca to nie jedyny ich motyw do wzięcia udziału w wyprawie.  Wszystkie po trochę zafascynowane są przystojnym Hiszpanem, który uwodzi je swoim tańcem.

Wydarzenia tych dziesięciu dni poznajemy oczyma trzech dziewczyn i Paco. Każde z nich inaczej interpretuje wypowiedziane słowa, uchwycone gesty. Każde ma inne intencje względem towarzyszy, inne przeżycia i rozterki. Dzięki wspaniałej kreacji bohaterów jaką zaserwowała nam Anna B. Kann, z łatwością zżywamy się z nimi i kibicujemy całym sercem, nawet tym którym przypadła rola czarnych charakterów.

Jeszcze jedną bohaterką powieści, która choć z definicji powinna być drugoplanowa, a wysuwa się często przed orkiestrę, jest Barcelona. Książka została wydana w wydawnictwie Pascal pod patronatem biura podróży Itaka, nie dziwią mnie więc liczne opisy atrakcji turystycznych, którymi kusi nas to miasto. Niektórym może wydać się to trochę nużące, ale pomijając kilka fragmentów, kiedy to autorka skrupulatnie opisywała punkty zwiedzone przez nasze bohaterki, w całokształcie ukazała prawdziwą duszę miasta, z jego ulicznymi artystami, ukrytymi barami flamenco, przesądami i niesamowitą hiszpańską kuchnią, suto zakrapianą szampanem.

Ta książka jak dla mnie jest trochę jak ogr, lub cebula. Ma warstwy, które trzeba sukcesywnie zdejmować. Pierwsza warstwa ta najbardziej widoczna to historia, która się rozegrała w trakcie tych dziesięciu dni. Druga warstwa to swoista apoteoza Hiszpanii i jej kultury, z mocnym akcentem stawianym na taniec i muzykę flamenco. Trzecia warstwa ta najgłębsza to emocje targające naszymi bohaterami, historie ich życia, które zaprowadziły ich właśnie do tego miejsca, właśnie w tym czasie. 

Koniecznie muszę zakupić książkę będącą kontynuacją wydarzeń z "Do zobaczenia w Barcelonie". Zwłaszcza, że autorka pozostawia nas bez odpowiedzi na wiele pytań, jedynie z nadzieją że wszystko się jakoś ułoży. Dlatego też "Powrót do Barcelony" jest już na moim celowniku.

4 komentarze:

  1. Strasznie ciekawi mnie ta książka, muszę w końcu się za nią rozejrzeć. Na długie jesienne wieczory będzie idealna;)

    www.ksiazkoholiczka94.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam i podobało mi się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwielbiam Hiszpanię! Ostatnio brakuje mi ciepła, więc chętnie przeczytam. :)

    Erna

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...