W tym trudnym czasie trafiła do mnie kolejna książka Kirsten Ashley, rozpoczynająca nowy u nas w Polsce cykl "Rock Chick". W oryginale są to książki napisane przed cyklem "Tajemniczy mężczyzna", który ukazywał się ostatnio nakładem Wydawnictwa Akurat.
Autorka ma swój specyficzny styl pisania i prowadzenia fabuły, który albo się pokocha, albo znienawidzi. Dlatego też, jeśli już ktoś miał styczność z książkami Ashley i nie przypadły mu one do gustu, nie ma co liczyć, że tym razem będzie inaczej.
Indy to lekko szalona dziewczyna, dla której wpakowanie się w tarapaty to chleb powszedni. Tym razem jednak okazują się one większe niż zazwyczaj. Na jej życie nastaje pewien gangster, któremu zaginęły niezwykle kosztowne brylanty. I choć dziewczyna w zasadzie nie miała z tym nic wspólnego, to nagle strzelają do niej, porywają ją, wybuchają przy niej samochody.... czyli standard jak na książki autorki.
Posprzątaniem tego bałaganu w jaki wpakowała się Indy postanawia zając się Lee, jej wieloletni przyjaciel i wielka miłość z lat młodzieńczych. Mężczyzna w książkach Ashley to musi być macho w stu procentach i tutaj niewątpliwie też taki okaz mamy. Szef agencji detektywistycznej, charyzmatyczny, niebezpieczny, seksowny - oto właśnie jest Lee Nightingal. Indy jednak nie jest typem uległej, wątłej kobiety, więc jak możecie się spodziewać będzie się działo.
Jak już nie raz podkreślałam, lubię w książkach innowacyjność. I tak, jak moje pierwsze spotkanie z autorką przy okazji "Tajemniczego mężczyzny", to było wielkie wow, tak teraz już mnie nic nie zdziwiło w fabule książki. Mimo wszystko, była to historia dobra do tego, aby oderwać się od rzeczywistości, aby zapomnieć o problemach świata codziennego, dać się porwać szalonej jeździe jak na rollercoasterze.
Nie wiem czy równie pozytywnie podejdę do kolejnych powieści autorki, gdyż wszystkie, które do tej pory czytałam są do siebie mocno podobne. Różnice jakie Ashley wprowadza do swoich historii, przejawiają się głownie na charakterach bohaterów. Jednych lubi się bardziej, innych mniej. (Indy jest zdecydowanie do polubienia. Lee też, choć jak dla mnie było go za mało w tej opowieści.) Jednak boję się, że przy kolejnych książkach nie będę już w stanie odróżnić które porwanie, który wybuch i która strzelanina, dotyczyła której z bohaterek.
Ale jak na razie się nie zrażam i wystawiam ocenę 5/6 dla "Córki gliniarza"
nie dla mnie, ale fota spoko!
OdpowiedzUsuńczytałam tę książkę i już niedługo pojawi się u mnie recenzja :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
www.wspolczesnabiblioteka.blogspot.com